Nie będę badać talentów w wieku 50 lat, to bez sensu
No właśnie…
Jaki talent mógł tak powiedzieć?
Podejrzewam niedojrzałą Rozwagę. „Nie daj Boże dowiem się czegoś o sobie, co wywróci moje życie do góry nogami…
Za chwilę pora do grobu, emerytura za 10 lat, nic już nie zmienię, nowego nic nie osiągnę, przemęczę się. To zbyt ryzykowne, żeby mi jakiś Gallup mówił w czym jestem dobry, a w czym nie. Dziękuję, wy się sobie rozwijajcie, a ja tu sobie postoję i poczekam, co najwyżej od czasu do czasu zrecenzuję ten wasz rozwój…”
Ty mogłeś/-aś tak pomyśleć lub powiedzieć? Rozumiem. Tak bardzo obawiasz się zmiany i stających za nią zagrożeń, że zaczynasz sam je wymyślać. Działanie = Ryzyko.
Ja wolę historie o odwadze, o wyjściu z pętli, o spełnianiu marzeń, o życiu w radości, a gdy nachodzą mnie wątpliwości nucę sobie tekst Stachury „jest już za późno, nie jest za późno…” i wiem, że chcę zdążyć.
Zastanawiam się czasem skąd w ludziach tyle lęku przed odkryciem pięknej prawdy? Chyba łatwiej jest żyć w narzekaniu? Obwiniać wszystko i wszystkich dookoła? Nie wierzyć we własne możliwości? Kreatywność w wynajdywaniu wymówek, żeby żyć w poczuciu niespełnienia, ale w bezpiecznym okopie jest czasem naprawdę zaskakująca.
Nie oceniam, każdy jest kowalem własnego losu, mogę tylko zachęcić do autorefleksji i sięgnięcia po najprostszy środek – własne talenty.
I mówię – kto nie ryzykuje nie pije szampana!
Zacznij żyć własnym życiem. Uruchom własne zasoby (talenty) i dziel się nimi z innymi, a świat odpowie Ci z wdzięcznością.
A może pokusisz się i przeczytasz biblijną przypowieść o talentach? Którym sługą chciałbyś być? Chyba nie tym, co głęboko zakopał talenty? 😉